Menu
Menu
Menu
Treść strony
Legenda palenie czarownicy
Palenie czarownicy
Dawne to były średniowieczne dzieje. Ludzie nie byli tak jak dzisiaj uświadomieni. Leczono się wtedy ziołami, spożywano najprostsze potrawy, ubierano się w jak najmniej wyszukane odzienie, a i narzędzia pracy człowieka były podówczas niezwykle prymitywne. Żyjąc w trudnych warunkach – ówczesny lud wieśniaczy był bardzo religijny, a jeszcze bardziej zabobonny.
Jednym z przejawów tej zabobonności była granicząca z fanatyzmem wiara w działanie nieczystych sił, w istnienie duchów i w możliwość współżycia ludzi z diabłem. Aż roiło się w ówczesnym świecie od różnych błędnych rycerzy, czarnoksiężników i czarodziei. Wierzono – i to bardzo mocno – w istnienie czarownic, a więc kobiet, które są w stanie zepsuć lub odebrać krowom mleko, komuś z ludzi zaszkodzić w życiu, zniszczyć zdrowie lub sprawić, że nagle umrze lub gdzieś zupełnie niespodziewanie zaginie – słowem wierzono, że czarownice to istoty złe, dla ludzi i zwierząt szkodliwe, i że należy je bezwzględnie niszczyć.
Nie można się tedy dziwić, że posądzona o współpracę z diabłem kobieta natychmiast stawała się przedmiotem pogardy, szyderstwa i prześladowań ze strony jej otoczenia, a kończyło się to najczęściej haniebną śmiercią. Przyczyną posądzenia pewnych kobiet były najczęściej: jakiś niekorzystny dla nich zbieg okoliczności, przypadek lub najzwyczajniejsza w świecie zazdrość czy nienawiść. Przykładów na to można znaleźć bardzo dużo. Jednym z nich jest tragiczna historia z pewną starą mazurką.
Na przełomie XVI i XVII w. , a więc wtedy kiedy czarownice wychodziły z mody – żyła sobie we wsi Ełdyty, niegdyś zdrowa urodziwa i bogata, teraz już leciwa i sponiewierana życiem kobiecina, która niejednemu Warmiakowi uczyniła wiele dobrego, ale czasem dokonywała też rzeczy takich, które nie podobały się co niektórym mieszkańcom jej wsi. Z biegiem lat niezadowolenie to rosło i obejmowało coraz więcej mieszkańców. Wszelkie niepowodzenia życiowe młodych i starych, choroby, pożary, a nawet kradzieże, jakie zdarzały się w wiosce wiązano jakoś z osobą wspomnianej kobiety.
Powoli zaczęto się do niej dobierać. Najpierw usiłowano ją zupełnie zlekceważyć i wyłączyć ze składu wieśniaczej gromady, potem ją publicznie wyśmiewano i bito, wreszcie wypędzono ze wsi i oddano pod sąd. Rozprawa odbyła się w Ornecie – Fr. Buhholtz pisze, że doprowadzona do ostateczności przerażona i jak widmo blada kobiecina ta bez tortur przyznała się do intymnych różności z diabłem. Ponieważ zaś sfanatyzowane tłumy uporczywie domagały się wyroku, a i sędziowie ówczesnej Ornety nie bardzo przychylnie ustosunkowali się do kobiety, którą podejrzewano o czary – nie należy się dziwić, że sporządzone po rozprawie orzeczenie sądowe nakładało na tę nieszczęsną istotę – karę śmierci przez spalenie na stosie.
Cała ta sprawa miała jednak bardzo nieprzyjemny posmak. Wpłynął na to fakt, że w owym czasie i palenie czarownic już z mody wychodziło, i kobieta zdradzała wyraźnie objawy choroby umysłowej. Chcąc uczynić zadość wymogom sprawiedliwości, a jednocześnie mieć czyste sumienie sąd pierwotne swoje orzeczenie przeinaczył i ostatecznie brzmiało ono tak: „wpierw ściąć, a potem spalić”.
A ponieważ tradycyjnym miejscem straceń było wzgórze za miastem, tam wiec siłą zawleczono nieszczęsną czarownicę i w hańbie ku ogólnemu niezadowoleniu ornecian publicznie ją stracono. Działo się to obok do dziś istniejącej Kaplicy Jerozolimskiej, miejsca, gdzie wierni często odbywali religijne obrzędy i śpiewali nabożne pieśni majowe.
Franciszek Chruściel